O zawiłościach wokół spraw własnościowych wokół PPS "Grudynia" SA piszemy w "NTO" od kilku tygodni. PPS "Grudynia" SA powstało w 1994 roku na bazie dawnego kombinatu sadowniczego. Majątek został wydzierżawiony od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa spółce pracowniczej. Pracownicy mieli w tej spółce zaledwie około 5 procent udziałów. Głównym udziałowcem i posiadaczem około 75 procent akcji był czołowy polski kardiochirurg - profesor Stanisław Pasyk z Zabrza.
Po jakimś czasie spółka wystąpiła do AWRSP o wykup części nieruchomości na prawach pierwokupu. Spółka wraz z większością nieruchomości nabyła 350 hektarów, natomiast pozostałe około 800 hektarów nadal dzierżawiła. Preferencyjne nabycie nieruchomości i gruntów od agencji polega na tym, że wpłaca się pierwszą ratę, a resztę ma się rozłożone na kilka lat. Spółka wpłaciła w 1995 roku tylko pierwszą ratę i od tego momentu przestała w ogóle płacić. Nie regulowała także opłat za dzierżawę. W końcu AWRSP oddała sprawę do sądu i jednocześnie wypowiedziała umowę dzierżawną. Według naszych ustaleń wyroki sądowe opiewają na kwotę ponad 6 milionów złotych. Spółka zalega opłaty nie tylko AWRSP, ale także od czterech lat nie płaci podatku gruntowego (około 400 tysięcy złotych) ani nie odprowadza pracownikom składek na ZUS.
Załoga nie dostaje także regularnie pensji i nie wiadomo właściwie, kiedy ją dostanie, bo wszyscy pracują tylko do końca maja. Jak się dowiedzieliśmy, około trzydziestu osób ma jednak szansę być zatrudnionych ponownie. Tym razem jednak ich pracodawcą będzie niejaki Bartosz Buczek. Jest to starszy syn Andrzeja Buczka, biznesmena ze Śląska, który zasłynął z tego, że w dość niejasnych okolicznościach i za małe pieniądze skupuje osiedla mieszkaniowe upadających zakładów oraz inne budynki.
Ostatnio głośna stała się sprawa przejęcia przez Buczka biurowca w Sosnowcu i po wpłaceniu jedynie części należności wynajęciu go bez przetargu dla sądu rejonowego w tym mieście. W ten sposób biznesmen kupił biurowiec praktycznie za pieniądze Ministerstwa Sprawiedliwości. Warto wspomnieć, że umowę najmu podpisał sędzia Andrzej Huras, były wiceprezes Sądu Okręgowego w Katowicach, podejrzewany obecnie o przyjęcie łapówki od innego śląskiego biznesmena Krzysztofa Porowskiego. Biznesmen ten jest od kilku tygodni aresztowany.
Andrzej Buczek jest członkiem rady nadzorczej "Grudyni" i doradcą finansowym profesora Pasyka. Ostatnio wraz z nim do Grudyni przyjeżdżał jego starszy syn Bartosz. We wsi pojawiał się także młodszy syn - Cezary. Obaj ci młodzi mężczyźni mają prawomocne wyroki Sądu Rejonowego w Częstochowie, który skazał we wrześniu 1999 roku Cezarego Buczka na rok więzienia, a Bartosza Buczka na trzy lata więzienia, za rozbój, jakiego dokonali kilka lat temu pod Częstochową. Kary nie odbyli, gdyż dzięki armii prawników wykorzystywali wszystkie możliwe procedury odwoławcze. Obecnie Cezarego policja może odstawić do aresztu, gdy tylko go zatrzyma, natomiast ostatnie odwołanie Bartosza będzie wkrótce rozpatrywane przez Sąd Okręgowy w Częstochowie. Najprawdopodobniej zostanie odrzucone.
We wtorek z komornikiem spotkali się w Głubczycach Hubert Kopeć, ustanowiony przez sąd kuratorem odpowiedzialnym za zabezpieczenie majątku "Grudyni", oraz zastępca dyrektora opolskiego oddziału AWRSP Wacław Landwójtowicz, aby wyjaśnić obecną sytuację prawną "Grudyni".
- Tamta strona dopatrzyła się jakichś nieścisłości i złożyli do sądu zażalenie - powiedział nam Hubert Kopeć. - Jest to ewidentna gra na zwłokę. Agencja przyjmie do pracy wszystkich zwolnionych pracowników, ale dopiero wtedy, gdy przejmą majątek. Kiedy to nastąpi, nie wiem.
Jak się dowiedzieliśmy od osoby zorientowanej w prawnych posunięciach rodziny Buczków, złożyli oni zażalenie na pracę komornika i sądu.
- Jeżeli agencja chce cokolwiek odzyskać od Bartosza, na którego kilkanaście dni temu przepisano majątek, to musi teraz założyć sprawę w sądzie cywilnym - mówi nasz informator. - Krótko mówiąc, Buczkowie w majestacie prawa "wykręcili" agencję i teraz wszystko będzie się toczyć latami.
- Nic nie wiem o żadnym przepisywaniu majątku - stwierdza natomiast Hubert Kopeć. - Moje pełnomocnictwa są takie, że jakiekolwiek przepisywanie majątku powinno odbywać się za moją wiedzą i zgodą. A ja o niczym nie wiem.
- Buczkowie wnieśli do sądu zastrzeżenia dotyczące wyroku na wejście komornika na nieruchomość - dodaje Wacław Landwójtowicz. Sąd musi teraz ocenić, czy ich odwołanie jest zasadne, czy nie. Jest na to miesiąc czasu, a termin biegnie już od kilku dni. Jestem dobrej myśli, jeżeli chodzi o decyzję sądu. Raczej na pewno będzie dla nas pozytywna, to znaczy odwołanie zostanie odrzucone, bo z naszej strony wszystko jest załatwione zgodnie z prawem. Nie słyszałem o zmianie właściciela części majątku. Jeżeli nawet tak jest, to i tak hipoteka jest obciążona i jeżeli ktoś to przejął, to długi wobec nas i tak musi spłacić.
Źródło: Nowa Trybuna Opolska
Michał Wandrasz